Łacenie dachu
Dzień pierwszy łacenia zaczął się przyzwoicie. Chłodno, ale nie za zimno, żadnego słońca ani deszczu warunki pogodowe na 5 z plusem. Szybkie przeliczenie dachu i rozmierzania łat. Przymiarka rynny. I machina robotnicza w ilości sztuk dwie wystartowała. Do śniadania pół dachu w łatach, a tu nagle kolega powiedział aaaaałaaa. Jednym uderzeniem w gwóźdź przebił łatę i przybił palca do dachu. Szybka akcja medyczna. I jak przystało na twardziela powiedział, że robimy dalej. Po tym jak skończyliśmy większy dach. Odwiozłem go do domu, i dzwoni po południu, że palec połamany. I teraz brakuje mi fachowca od dachu. W dwóch praca szła nam sprawnie. Mniejszy daszek już kończyłem sam, O ile na mniejszym dachu wychodziła jedna łata praca samemu szła już wolniej, ale o to efekty.
Własnoręczna robota
I w ostateczności przymiarka czy zamki dobrze zachodzą.
